Dziś kolejny przepis, tym razem nie tak szybki, choć też całego dnia nie wymaga. Szarlotkę uwielbiam dlatego czasem jej chwilę czasu poświęcę. Jednym synem zajmuje się wówczas mąż a drugi bardzo często mi pomaga.
Składniki na ciasto:
800 g mąki
250 g masła/margaryny
150 g cukru
4 jajka
2 łyżki śmietany 22%
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Jabłka do przełożenia:
1,5 kg jabłek
1 czubata łyżka cynamonu
2-3 goździki
Ciasto ze składników zagniatamy i dzielimy na dwie części. Jedną wykładamy na blachę posmarowaną masłem i obsypaną bułką tartą, drugą odkładamy do lodówki na godzinę.
Jabłka ścieramy na grubych oczkach tarki, mieszamy z cynamonem i zmielonymi goździkami. Jeśli jabłka są dla nas zbyt kwaśne dosładzamy do smaku. Wykładamy jabłka na ciasto. Schłodzone ciasto z lodówki ścieramy na grubych oczkach tarki na jabłka.
Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na godzinę.
I teraz dygresja, przy małych dzieciach które potrzebują zainteresowania i chętnie niosą pomoc tyle czasu i te czynności mogą wydawać się nużące, więc u mnie jest mała modyfikacja.
Ciasto zagniatamy razem, czasem ja mam większy kawałek a syn mniejszy (zależy jak się śpieszę) i później je łączymy w jeden, czasem pracujemy nad jednym kawałkiem na cztery ręce. Wykładamy razem na blachę, dzieci uwielbiają uciskać, rozpłaszczać i dotykać kruchego ciasta, to prawie jak zabawa plasteliną.
Jabłkami zajmuję się ja, Kuba w tym czasie podjada obrane jeszcze nie starte kawałki.
Ostatnia najbardziej newralgiczna część. Nie zawsze mamy czas czekać godzinę aby ciasto po odpowiednio długiej wizycie w lodówce nadawało się do starcia, oprócz tego dzieci by się nudziły, więc my urywamy małe kuleczki/fragmenty i je rzucamy do celu na blachę, w wyglądzie mnie nie razi a smakuje tak samo a dzieciaki radość niebywała.
Jabłkami zajmuję się ja, Kuba w tym czasie podjada obrane jeszcze nie starte kawałki.
Ostatnia najbardziej newralgiczna część. Nie zawsze mamy czas czekać godzinę aby ciasto po odpowiednio długiej wizycie w lodówce nadawało się do starcia, oprócz tego dzieci by się nudziły, więc my urywamy małe kuleczki/fragmenty i je rzucamy do celu na blachę, w wyglądzie mnie nie razi a smakuje tak samo a dzieciaki radość niebywała.
Ps. na zdjęciu pokazuję z kolei sposób gdzie na wierzchu układane są paski, to dzieło artystyczne mojego męża, chyba miał dosyć mojego i Kuby rzucania ciastem do celu i postanowił ostatnią cześć roboty wziąć dziś na siebie. Stwierdził że to obraz jego dzieciństwa i szarlotki babci. Ok wierzę dziś zatem jego wykończenie :)
Smacznego!!!
Smacznego!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz