czwartek, 4 września 2014

Pierwsze dni rozstania dzieci z mamą

Drugi temat o którym dziś napiszę to temat który porusza serce chyba każdej matki, czyli pierwsze dni września i wymarsz dzieci do szkoły, przedszkola, żłobka.
Mnie obecnie co rano targają emocję związane z dwoma z wymienionych. Od pierwszego września ramy placówek zasiliła dwójka moich dzieci.
Ciekawa jestem niezmiernie czy znalazłaby się wśród kobiet choć jedna która stwierdziłaby że ze spokojem ducha i bez drgnięcia serca oddała swoje dziecko w ręce wychowawczyń. Nie wyobrażam sobie tego. 
Przez te kilka dni targały mną i targają nadal różne emocje i nie tylko związane z bólem serca na płacz dziecka przekazywanego w inne ręce ale i złości, zdenerwowania na poszczególne osoby myślą że wiedzą wszystko najlepiej. 
Dlaczego? 
Będąc w żłobku spotkałam ojca który swoje dziecko około 2 letnie przyprowadził na godzinę 10, akurat słyszał rozmowę moją z inną z matek ( moje dziecko 1 rok i 1 miesiąc, jej 7 miesięcy) na temat tego, że wykorzystujemy urlop wypoczynkowy przed powrotem do pracy na przystosowanie dzieci do przebywania w żłobku. Oczywiście nie pytany tatuś od razu wtrącił zdanie które mnie podniosło ciśnienie. A zdanie brzmiało "Tylko w Polsce kobieta za nic nie robienie w domu dostaje jeszcze urlop wypoczynkowy". Swoje zdanie następnie rozwinął że jest właścicielem firmy że nigdy nie zatrudnia kobiet bo one non stop zachodzą w ciążę oraz non stop chcą opiekować się dziećmi itd itd, na pewno każda z kobiet jakiś tekst tego typu słyszała. W dyskusje wdałam się tylko ogólnikowo, gdyż uważam że z takimi ludźmi nie ma co dyskutować, oni moją swoje racje, a my swoje. Jedno jest pewne, małżonka Pana z jednej strony ma dobrze ponieważ wielki szef firmy zawsze może dziecko przyprowadzić na 10 do żłobka i wyjść w trakcie gdyby się coś działo, czy nawet wziąć dziecko ze sobą do pracy. Zwykły człowiek, szarej masy jakim ja jestem musi (zaraz po zakończeniu urlopu wypoczynkowego - który zupełnie mi się nie należy według Pana) niestety odprowadzić dziecko na 7 do placówki bo na punkt 8 musi już odbijać czas pracy w firmie i zabrać dziecko z placówki koło 17, po 8 godzinach pracy i dojeździe do placówki. Z drugiej strony małżonka rzeczonego Pana biedna jest skoro mąż myśli że ona przez 9 miesięcy nie pracowała i nosiła ciążę z uśmiechem na ustach, nie poczuła się nigdy w tej ciąży słabiej, gorzej, zawsze fruwała jak motylek, urodziła dziecko z łatwością z którą robi się herbatę a później kolejny czas, który przeznaczony jest na urlop macierzyński leżała i pachniała w domu.
Kończę jednak ten temat, ponieważ post ma na celu również wskazanie trudności w zostawieniu dzieciaków w placówkach. Każda z nas coś o tym wie, nie mniej opiszę jak to u nas jest obecnie.
Zgodnie z tym co już wcześniej napisałam, zakończyłam niedawno urlop macierzyński i rozpoczęłam urlop wypoczynkowy. W tym czasie moje dzieci muszą nauczyć się przebywać  9 - 10 godzin w obcym miejscu.
I tak z dniem 1 września udaliśmy się najpierw do przedszkola a następnie do żłobka. Mój trzylatek do przedszkola pierwszy dzień szedł z uśmiechem na ustach i z takim też uśmiechem wrócił.
Ledwie otworzył oczy i krzyknął, "tata daj mi plecak", ubraliśmy się i wybyliśmy. Kuba za piętnaście ósma został przydzielony do znaczka jabłuszka, przebraliśmy się, powiesiliśmy rzeczy, weszliśmy do sali, tam poinformowałam syna, że zostaje z dziećmi i z paniami i że później po niego przyjdę. I uciekłam. O 8 byliśmy pod żłobkiem gdzie roczniak dostał znaczek szaliczka, przebraliśmy się weszliśmy, nakarmiłam go bo był bez śniadania i obawiałam się że jak od razu wyjdę to głodny i zestresowany będzie. Wszystkie dzieci płakały, żadne nie jadło śniadania. O 8.30 wyszłam z sali do szatni, tam już była dalsza część rodziców, Panie co jakiś czas wychodziły i mówiły np., "Janusz płacze" "Tymuś troszkę płacze ale ssie kciuk i przysypia" "Mamę Lenki proszę do środka bo dziecko wpadło w takie spazmy że nie ma sensu dalej jej męczyć psychicznie".
O 10 dostałam informacje od Pań żeby nie wychodzić bo mojemu maluszkowi znacznie humor się pogarsza i żebym była w podorędziu. Za 10 minut pani stwierdziła że zjadł i humor lepszy. Po drugim śniadaniu w sali  zapanowała cisza, dzieci względnie się uspokoiły, przed 12 przed obiadem znów płacz, po obiedzie dzieci zostały oddane rodzicom którzy mogli dzieci zabrać do domu.
Wyszliśmy i poszliśmy po starszego, który na mój widok stwierdził, ja tu zostaję. Wróciliśmy zatem z młodszym sami do domu, a starszego odebraliśmy dwie godziny później. Synek zadowolony, mówił że zjadł całą kanapkę,że tańczyli i mówili i tańczyli dwa pociągi. Pocwaniakował też swoim stylem, stwierdził mianowicie
K: kazali spać ale powiedziałem że nie jest ciemno więc nie idzie się spać, pani powiedziała że tylko odpoczywać trzeba i chciała mnie przykryć ale nie było mi zimno i nie chciałem się przykrywać.
Ja: i przykryła Cię Pani
K: Nie, i leżałem i stwierdził że siku mi się chce i mogłem wstać.

Przy odbiorze wypadł z okrzykiem mama. Pani powiedziała że lekki kryzys miał jak były odbierane pierwsze dzieci, ale nie płakał tylko oko się zaszkliło. Syn twierdził natomiast że jak dzieci szły do domu to wołała "mama mama" i płakał. W tamtym momencie był gotów iść do przedszkola dnia następnego. Jednak na drugi dzień przy odbiorze płakał i w domu stwierdził żebym schowała plecak bo nie jest mu już potrzebny. Dziś z kolei wpadł w spazmy i panie musiały go zrywać ze mnie na siłę, zobaczymy jak będzie dalej.
Młodszy człowieczek przezywa wszystko dwa razy mocniej, tutaj płacze którepierwszego dnia były jeszcze względne drugiego dnia się nasiliły. Według Pan opiekunek jest to etap w którym dziecko zaczyna kojarzyć że to jest to miejsce w którym jest zostawiane z obcymi na dłużej. Dziś mamy czwarty dzien i u mojego dziecka jak na razie jest tylko gorzej, płacze i zrywanie dziecka z szyi o poranku, płacz przy odbiorze i rzucanie się przez sen w nocy. Każde odprowadzanie dzieci najpierw jednego a później drugiego kończę wielkim bólem głowy ze stresu, myślą że jestem złą matka bo malutkie jeszcze dzieci narażam na stres tylko dlatego że muszę wrócić do pracy. Z każdym dniem mam też nadzieję że chłopaki przekonają się do Pań szybko bo w takich warunkach psychicznie nie wytrzymamy ani dzieci ani ja.


Jedno jest pewne, coś jest nie tak w obecnym świecie. Za pieniądzem, który nie oszukujmy się jest potrzebny, wybywamy do innych miast, pracodawcy nie chcą żebyśmy miały dzieci, a sami jako ojcowie ich chcą, za opiekę nad dziećmi i domem jesteśmy niedoceniane, Państwo narzeka na niż i brak narodzeń ale nic nie robi by stworzyć lepsze warunki dla rodzin, dzieci, matek. W późniejszym etapie musimy dzieci oddać do placówek by mieć za co ugotować obiad, i zwiększyć swa wartość w oczach społeczeństwa z nic niewartej matki na wiele wartego pracownika odwalającego robotę dzień po dniu za głodowe stawki i z uśmiechem wdzięczności dla pracodawcy że odważył się zatrudnić kobietę. Za chwile nasze dzieci powielą ten wątek bo nawet jeśli będą w tym samym mieście co dziadkowie ich dzieci to wiek emerytalny wydłuży się aż do śmierci i nawet dziadkowie nie będą mieli czasu odbierać i zajmować się wnukami.
O przejściu do szkoły podstawowej gdzie pensja nasza będzie szła na podręczniki na razie nie piszę z nadzieją że zanim moje dzieci pójdą do szkoły to wrócimy do starego schematu gdzie podręczniki były w bibliotece i z roku na rok były wypożyczane kolejnym pokoleniom, bo według mnie matematyka np nie zmienia się tak aby co roku wydawać nowy podręcznik i co roku wyrzucać stare na makulaturę, niszcząc zieleń i normalny styl szkolnictwa a nabijać kasę kolejnym autorom, którzy wstawiają przecinek na trzeciej czy piątej stronie.

1 komentarz:

  1. Ja musiałam rozstać się z synkiem, gdy miał 8 miesięcy. Miesiąc był w domu z mamą chrzestną, a teraz chodzi do opiekunki. Na początku było ciężko, ale dajemy radę :) Mam nadzieję, że jest w dobrych rękach. Mogłam oddać do żłobka, ale jednak doszłam do wniosku, że jest zbyt mały. A Pani, która ma 5 dzieci pod sobą nie da mu 100% uwagi. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń